„Wypadek zmienił życie Anety. Inne środowisko, inne realia i
marzenie o odwróceniu biegu wydarzeń, nawet za cenę utraty nowego, udanego
związku. W świadomości dziewczyny pozostały sprawy niedokończone, niewyjaśnione
i wielka nostalgia. Bo, przecież droga, którą niegdyś podążała, została
gwałtownie przerwana. Czy takie było przeznaczenie? Kim byłaby dziś, gdyby
życie potoczyło się całkiem normalnie? To tajemnica nie dająca Anecie spokoju,
inspirująca odważną decyzję o rozpoczęciu wszystkiego od nowa. Czy dostanie od
losu swoją szansę?... Ale to nie ostatnia tajemnica.”
Okładkowy opis jak zwykle streszcza ciut akcji, więcej nie
zdradzę, lepiej samemu sięgnąć po książkę. Sama akcja nie wciąga tak bardzo jak
fabuły poprzednich książek, które przeczytałam. Poznajemy kawałki historii bohaterki oraz jej obecne życie, wydawało by się że dość powszednie. Jednak "Nie rób mi tego" odznacza się
intrygującym nastrojem, tajemniczym klimatem. Czytając miałam odczucia pewnej
nierealności, ulotne wrażenie, że coś jest nie tak. Że nie jest tak prosto jak
się wydaje, a gdzieś tkwi drugie dno. Chęć zrozumienia gdzie ono tkwi, kto i czego
ma nie robić, przykuła mnie do książki w takim stopniu, że nie oderwałam się aż
do ostatniej strony. Czy może nie podobać się książka, od której nie sposób się
oderwać?
Lekki styl pisania, sprawia, że czyta się sama, sama
opowiada nam swoją historię, wystarczy tylko posłuchać. Kilka myśli skłania do
refleksji, kilka pięknych zdań wspaniale oddaje charakter uczuć. Zatrzymują na chwilę, zapadają w
pamięć.
Wydawałoby się, że skoro oczekuję jakiegoś zaskoczenia na
koniec, (w końcu do tego przyzwyczaiły mnie poprzednie książki Piotra
Kołodziejczaka), to tym razem to zaskoczenie będzie mniejsze. Nic bardziej
mylnego, choć moje domysły szły w dobrym kierunku, zakończenie po raz kolejny
„zwala z nóg”, szokuje. Nagle wszystko staje się jasne, zrozumiałe i.... czego się nie spodziewałam - zostawia
na chwile w zadumie. Książkę przeczytałam już tydzień temu, a jednak ciągle pozostaje w moich myślach jak więc mogłabym nazwać ją lekkim czytadłem?
Drobny wydawałoby się minus – okładka, która do siebie nie
przyciąga. Niczym nie ujmuje. Wątpię by zwróciła moją uwagę na sklepowej półce.
A choć nie po okładce powinniśmy oceniać, jednak ona jest pierwszym wrażeniem,
przyciąga nasz wzrok i skłania żeby wyciągnąć po nią rękę.
Za książkę dziękuję: