Choć lubię przeczytać
dobry kryminał zazwyczaj unikałam pochodzące ze Skandynawii.
Wątpię by zabrakło mi palców u rak gdybym miała policzyć te,
którym postanowiłam dać szanse, a następnie je skończyłam.
Zazwyczaj nie potrafiłam się wgryźć w książkę, odnaleźć w
przedstawionych realiach, często nie pasował mi klimat. A
bohaterowie? Często odstręczali mnie od siebie, a co dopiero mówić
o kibicowaniu im i towarzyszeniu w rozwiązywaniu kryminalnej
zagadki.
Coś mnie jednak
przyciągnęło do „Fabrykantki aniołków” Camilii Läckberg i
nie żałuje ani minuty poświęconej na przeczytanie tych prawie 500
stron.
„Wielkanoc 1974. Z Valö,
małej wyspy w pobliżu Fjällbacki, znika bez śladu rodzina. Na
pięknie nakrytym świątecznym stole zostaje obiad wielkanocny, ale
w domu nie ma nikogo, znikają wszyscy z wyjątkiem rocznej córeczki
Ebby.
Po latach Ebba wraca na wyspę jako dorosła kobieta. W
rodzinnych stronach pragnie wraz z mężem otrząsnąć się po
śmierci malutkiego synka. Postanawiają wyremontować i otworzyć
dla gości stary ośrodek kolonijny, którym wiele lat temu zarządzał
surowy ojciec Ebby.
Wkrótce po rozpoczęciu prac remontowych
oboje omal nie giną w tajemniczym pożarze. Równie tajemnicze są
stare ślady zaschnietej krwi odnalezione pod zerwaną podłogą w
jadalni. Do akcji wkracza wkracza Patrik Hedström. Czy zdoła
wyjaśnić zagadkę z przeszłości? ”
Trochę się dzieję.
Nierozwiązany wątek historyczny, współczesne niemiłe zdarzenia
na wyspie, grupa wpływowych obywateli i ich „interesy”, a
wszystko ze sobą powiązane.
Z ciekawością i
niecierpliwością śledziłam akcję chcąc jak najszybciej
dowiedzieć się o co chodzi. Zdarza się, że książki z gatunku
kryminałów są ciekawe i dobrze się je czyta, ale za szybko
czytelnik domyśli się co się stało, kto zabił, za co itd. Tym
razem nie udało mi się, co więcej - rozwiązanie mnie
zaskoczyło, a jest to dla mnie wielki plus tego typu książek.
Nie mogę powiedzieć bym
w jakiś sposób polubiła bohaterów, jednak również nie wzbudzili
mojej antypatii. Czasami wydawali mi się mało autentyczni, ale może
to te skandynawskie realia, które do mnie nie trafiają. Może o
ich odnoszenie się do przeszłych wydarzeń, o których w książce
nie było mowy, a które pozostawiło we mnie pewien niedosyt,
odrobinę niedokończenia, ale minimalny gdyż akcja skupiona była
na rozwiązaniu zagadki zarówno tej współczesnej jak i sprzed lat
bez niepotrzebnego wdawania się w mniej istotne wątki. Jak się
okazało jest to 8 tom cyklu. Podejrzewam, że we wcześniejszych
tomach były one opisane. By najlepiej orientować, się w wątkach
obyczajowych wypadałoby czytać po kolei. W „Fabrykantce...”
skupiłam się jednak na rozwiązaniu zagadek więc wątpię bym
czuła jakiś dyskomfort czytania nie po kolei, gdyż jeśli jakaś
inna książka tej autorki wpadnie mi w ręce – przeczytam ją!
Wiem, że niektórzy uważają tę część za najsłabszą,więc skoro mi się podobała to jaką mogę mieć miłą niespodziankę czytając pozostałe?