wtorek, 30 grudnia 2014

151. Biszkopt czekoladowy z wiśniami

Słodko na zakończenie roku i ten nowy nadchodzący. Tym razem jedno z moich ulubionych połączeń czekolada i wiśnie.


Biszkopt (forma ok 25 cm średnicy)

- 5 jajek
- szklanka mąki
- 3/4 szklanki cukru
- pół tabliczki czekolady
- 1/4 szklanki kakao

Masa wiśniowa

- słoik kompotu wiśniowego, najlepiej z wiśni drylowanych

- żelatyna ok 2 łyżeczek

Masa serowa

- 250 g serka mascarpone

- 100 ml śmietanki 30%

- 2 łyżeczki cukru pudru

Krem budyniowy

- budyń śmietankowy

- 1 ½ szklanki mleka

- 50 g masła

- czekolada do starcia



Oddzielamy żółtka od białek. Białka ubijamy na sztywno (ze szczyptą soli), następnie ciągle ubijając lub miksując dodajemy stopniowo cukier. piana. Mieszamy łyżką dodając po kolei żółtka, a następnie cały czas mieszając delikatnie i małymi porcjami dodajemy mąkę przesianą z kakao i startą czekoladą. Przelewamy masę do tortownicy i pieczemy ok. 30 minut w 170 stopniach.

Po wystygnięciu przekrajany go na dwie części.

Wiśnie odsączamy. Kompot zagotowujemy i rozpuszczamy w nim żelatynę. Odstawiamy do tężenia. Na spodnią część biszkoptu wykładamy wiśnie i zalewamy je tężejącą galaretką. Wstawiamy w chłodne miejsce.

Śmietankę ubijamy na sztywno z cukrem pudrem i mieszamy z serkiem mascarpone. Po czym wykładamy na stężałą galaretkę z wiśniami. Przykrywamy drugą połówką biszkoptu.

Na mleko gotujemy budyń, gdy lekko przestygnie ucieramy z masłem. Masą smarujemy wierzch biszkoptu i oprószamy wiórkami startej czekolady. Całość wstawiamy do lodówki, żeby wszystko ładnie stężało.

Potem już znika nie wiadomo kiedy ;)


Takimi o to smakami życzę Wam wszystkim wspaniłałego Nowego Roku.

sobota, 13 grudnia 2014

150. Wśród nocnej ciszy

Oj ciężko mi bez komputera, nie lubię takiego wpadania z doskoku na komputerach innych domowników. Nie przy moim biureczku, nie na moim przytulnym fotelu w zaciszu mojego pokoju. I bez moich ustawień. Liczę jednak na to, że ten stan nie potrwa długo.
Tymczasem nie chcę Was zaniedbywać więc pokaże poduszeczkę - prezent dla babci:
Wzór pochodzi z dodatku specjalnego Kramu z robotkami nr 5/2004 Święta Bożego Narodzenia.
Wśród nocnej ciszy.... - bo tak został nazwany ma wymiar 90x115 krzyżyków, nie za wiele. Żeby więc sprostać wymaganiom rodzinki na wielkość całej poduszki cofnęłam się kilka ładnych lat do tyłu stawiając duże krzyżyki. Do tego..... włóczką!! Brak czasu na kupno materiałów gdy czas nagli robi swoje. Wiem profanacja, ale efekt bardzo fajny. 
Zero prześwitów choć krzyżyki duże, a do tego ciekawe wrażenie miękkości wzoru.

czwartek, 27 listopada 2014

149. Seria Poczekajkowa

Mam już za sobą całą Serię Poczekajkową Katarzyny Michalak, czyli 3 + 1, gdyż jak podaje sama autorka na swojej stronie „to następujące opowieści:
Słoneczna trylogia: 
tom I "Poczekajka" 
tom II "Zachcianek" 
tom III "Zmyślona"
oraz "Sekretnik" czyli poradnik drimerki”


Dość późno zaczęłam swoją przygodę z tą serią, na ten typ literatury po prostu trzeba mieć odpowiedni nastrój. Czemu? Słoneczna trylogia to takie powieści typowo „babskie”, ale w tym dobrym znaczeniu. Romantyczna historia pełna śmiesznych historii i nutek magicznych, takich z przymrużeniem oka. Nie nudzi, ale wciąga, wręcz porusza. Ot taka ze mnie wrażliwa kobietka ;)





W trzech częściach poznajemy losy Patrycji. W „Poczekajce” poszukującej swojego miejsca na ziemi. Sympatycznej, lekko naiwnej, z głową pełną marzeń i tęsknotą do ich realizacji. Tęsknotą, ale i działaniem. Marzenia trzeba przecież realizować, dążyć do nich. To wg mnie takie przesłanie tej serii.


Patrycja działająca częściej pod wpływem porywów serca niż rozumu wpada w śmieszne lub dla odmiany groźne sytuacje ze zwierzętami w tle. Ot życie pani weterynarz zamojskiego zoo i na własnym podwórku z psami i krową. Oczywiście jak to być musi pojawia się mężczyzna nawet kilku, a od nadmiaru jednaj głowa boli. Dodajmy jeszcze knucia i intrygi, a zrobi się naprawdę ciekawie.
Nakręcony przez autorkę klip w skrócie przedstawia akcję:


Kolejne części już nie są takie sielankowe. W „Zachcianku” dowiadujemy się o tym jak los potrafi być czasem przewrotny, a „wymarzony książę” okazuje się być jednak żabą. Dalej jest zabawnie, ale wkrada się nuta smutku, a fabuła zaczyna się komplikować, już nie jest tak przewidywalna.


Im dalsza część tym bardziej emocjonalna. W „Zmyślonej” dalsze losy Patrycji poznajemy z innego punktu widzenia, młodego leśniczego opiekującego się dziećmi bohaterów poprzednich części. Dzieje się znacznie mniej „babsko”, a więcej intrygująco dlatego ta część podobała mi się najbardziej.



Zdaje sobie jednak sprawę, że tego typu książki wraz ze swoim przerysowaniem bohaterów i pewnym oderwaniem od rzeczywistości mogą się podobać lub nie. Wręcz odstręczać od siebie. Są jednak chwile kiedy ma się ochotę sięgnąć po coś zabawnego, lekkiego, nie wymagającego wysiłku.



Natomiast „Sekretnik” jest jakby zbiorem anegdot z pisania „Poczekajki” i kręcenia klipu oraz porad dla drimerek. Gdyby książka poprzestała tylko na anegdotach z pracy twórczej byłabym na tak. Fajnie i zabawnie było przekonać się ile Katarzyny Michalak jest w Patrycji, a ile Patrycji w autorce. Oczywiście opisane w sposób lekki i zabawny. Jednak pierwsza część, czyli ów poradnik drimerek, czyli marzycielek, zdecydowania osłabia „Sekretnik”.

Jakiś czas temu okazałam się być tą, która dostanie kolczyki kółka od bardzo zdolnej Iwony . Gdy w poniedziałek w końcu wypuścili mnie ze szpitala w domu czekała już paczka:
Paczka! Spodziewałam się tylko owych kolczyków, a tu takie cuda, poczułam się jakby była gwiazdka. Wspaniałe uczucie. Jestem zachwycona wszystkim co tam znalazłam. Bardzo dziękuję!

niedziela, 9 listopada 2014

148. Złomek

W wakacje powstała metryczka dla pewnego chłopca. Do tej pory pamiętam szybkie tempo w jakiej powstawał Zygzak. Następnie powstała metryczka dla jego brata. Tym razem ze Złomkiem.


Obie miały zostać oddane razem, więc dalej obowiązywało mnie szybkie tempo. Na szczęście ten samochodzik okazał się dla mnie przychylniejszy. Mniejszy i wymagający mniej dłubania więc powstał w dwa dni. Złagodziłam troszkę kontury, oryginalne wydały mi się za bardzo kwadratowe.

Starałam się by obie prace tworzyły zestaw, więc postawiłam na identyczny rozkład elementów.

Jestem zadowolona :)

piątek, 31 października 2014

147. Kruche z powidłami

Na czym upłynął mi wieczór? Na pieczeniu. 
Czasu było mało więc nic wymyślnego - kruche z powidłami. Za to bardzo łatwe i szybkie.
Same zobaczcie:

4 szklanki mąki pszennej
niepełna szklanka cukru
250g margaryny lub masła
2 jajka
łyżeczka proszku do pieczenia
łyżka kakao 
3/4 szklanki cukru
powidła lub dżem
cukier puder
Z mąki, zimnego masła (pokrojonego na kawałki), cukru, żółtek i proszku do pieczenia zagniatamy szybko jednolite ciasto. Dzielimy na trzy części. Do połowy jednej z nich dodajemy kakao i lekko zagniatamy by wymieszać. Części owijamy folią i wkładamy na kwadrans do lodówki.
Z białek i 3/4 szklanki cukru ubijamy piane.
Na blachę wykładamy ciasto jasne. Na nie powidła, znów warstwę jasnego ciasta. Następnie ubitą pianę. Na wierzch ścieramy  na przemian ciemne i jasne ciasto na tarce.
Pieczemy ok 45 minut w 180 stopniach.
 Po wyjęciu posypałam cukrem pudrem gdyż powidła śliwkowo-porzeczkowe były dość kwaskowate.

Ku przerażeniu mojej babci zamiast korzystać ze stolnicy ciasto kruche wyrabiam w misce. Co za tym idzie nie korzystam też z wałka więc wykładanie ciasta na blachę w moim wydaniu polega na rwaniu jego kawałków, formowaniu w rękach i układanie w blaszce. Nigdy nie wychodzi mi idealnie równe, ale czy musi skoro zazwyczaj przykrywam  ją jakaś owocową warstwą?

poniedziałek, 20 października 2014

146. Winter fairy

Zimowa wróżka skończona.Gdy tylko zobaczyłam ten obrazek pomyślałam o mojej kochanej chrześnicy więc musiał powstać. Zauroczył mnie od pierwszego wejrzenia tak samo jak ona.
Jak pisałam pokazując poprzednie etapy pracy zmieniłam kolory. Drastycznie!
Wersja oryginalna wygląda tak:
Urocza, ale zabrakło mi koloru, radości, a tego życzę chrześnicy.

Gdy zaczynałam wyszywanie, na jedynym nie białym materiale jaki miałam w domu, planowałam haft ten wykorzystać jako naszywkę na poduszkę. Teraz sama nie wiem:
Może z całości zrobię poduszkę? Może tak zostawię? Dodam tylko imię na środku... 
Muszę pomyśleć.

niedziela, 12 października 2014

145. Kocyk

Moja kochana rodzicielka niedługo pewnie przestanie słuchać moich szydełkowych próśb, ale tym razem udało się! I kocyk się pojawił. Sporo trwało gdyż czasu nigdy nie ma się tyle ile potrzeba, czasem też brakuje na coś sił i chęci.
Około 70 x 70 cm. Bardzo lubię taki delikatny melanż.
Ciągle mam ochotę sama spróbować złapać za szydełko, ale obawiam się, że nie zdołam się nauczyć więc odkładam nawet próby. Muszę się kiedyś zmobilizować.


"Dom, ciepło, dobroć... Serce. Nie można popełnić błędu, wybierając coś" takiego.
Andrzej Sapkowski

wtorek, 30 września 2014

144. Fairy?

Jakiś czas temu pokazywałam haft, który zaczęłam. Doczekał się w końcu kolejnej odsłony.
Teraz już na pewno wiadomo, co będzie przedstawiał:
 W stosunku do wzoru zmieniłam prawie wszystkie kolory. Nie tylko odcieniem, który w oryginale wydał mi się blady, ale także samymi kolorami.
Takie nasycone kolory wyjątkowo mi pasują ostatnio, poza tym czyż nie prezentują się wspaniale?
Wydaje mi się, że jeszcze jedno podejście i haft zostanie skończony :)



"Nie ma biedniejszych ludzi niż ci, którzy nie potrafią docenić dobrobytu w którym żyją." - Richard Paul Evans


czwartek, 25 września 2014

143. Gra anioła

Jestem z siebie dumna, przeczytałam w tym roku już 100 książek. W ostatniej dziesiątce znalazła się "Gra anioła". Sięgnęłam po nią wiedziona ciekawością i dobrymi opiniami. Wcześniej przeczytałam inną powieść , której autorem jest Carlos Ruiz Zafón ("Marinę") i byłam zachwycona, tak więc podchodziłam  do czytania z wielkimi oczekiwaniami.



"W mrocznej, niebezpiecznej i niespokojnej Barcelonie lat dwudziestych, młody pisarz, żyjący obsesyjną i niemożliwą miłością, otrzymuje od tajemniczego wydawcy ofertę napisania książki, jakiej jeszcze nie było, w zamian za fortunę i, być może coś więcej... Z niezwykłą precyzją powieściopisarską i w charakterystycznym dlań, oszałamiającym stylu, autor "Cienia wiatru" ponownie przenosi nas do Barcelony Cmentarzyska Zapomnianych Książek, by obdarować nas niezwykłą intrygą, romansem i tragedią poprzez labirynt tajemnic, gdzie czar książek, namiętności i przyjaźni splatają się w mistrzowskiej opowieści. "

Wiem, że "Gra anioła" jest drugą książką cyklu, więc nie od  niej powinnam zaczynać przygodę z ową trylogią, jednak nie przeszkadza to ani w czytaniu, a tym bardziej w odbiorze i zrozumieniu akcji.
Bardzo spodobała mi się przedstawiona historia - losy Davida Martina: nędzne mieszkanie, ojca zabraniającego mu "tracenia czasu i pieniędzy" na czytanie jakże ukochanych książek, pomoc przyjaciół, stopniowe realizowanie się jego marzeń: dziennikarstwo, pisanie książek, ukochana kobieta.Gdy dodamy do tego tajemnicze zlecenie od tajemniczego wydawcy i niesamowite zdarzenia, które nagle zaczęły mieć miejsce, otrzymamy wciągającą lekturę na kilka godzin. Jeśli tylko kogoś nie zrażają takie magiczne tajemnicze wydarzenia. Napisałam godzin, gdyż pomimo wielkiej objętości te 600 stron mija bardzo szybko. A jest to dla mnie wyznacznik dobrej książki. Nie wiem do jakiej kategorii miałabym ją zaliczyć. Pełna jest ciekawych zwrotów akcji, wątków kryminalnych, miłosnych, przygodowych oraz mrocznych niczym z horrorów. Wszystko to tworzy naprawdę ciekawą mieszankę.
Jednak....
Niestety moje wysokie oczekiwania wobec tej pozycji sprawiły, że w jakiś sposób czuje się zawiedzione po jej lekturze. Porwała mnie akcja, książka przykuła mnie na kilka godzin, ale...
... nie poczułam tego klimatu, o którym inni tak się rozpisywali. Jednak nie zniechęci mnie to do przeczytania innych powieści Zafóna jeśli będę miała taką szansę.

poniedziałek, 15 września 2014

142. Tea Cup

Jakiś czas temu zapraszałam na herbatkę.
A skoro znaleźli się na nią chętni wystawiam filiżanki i nalewam ;)
Skoro ten obrazek nazywa się Tea Time, postanowiłam przerobić Coffe Cup na Tea Cup.

Podoba mi się jak wyszło i nie ciągle jestem zdziwiona jak przyjemnie i szybko haftuje się te elementy.


"Możemy użalać się nad sobą i opłakiwać to, co straciliśmy, albo możemy wykorzystać porażki i stratę jako bodziec do rozwoju. Ostatecznie wybór zawsze należy do nas." -  Richard Paul Evans

niedziela, 31 sierpnia 2014

141. Zygzak

Pierwszy raz haftowałam według konkretnych wymogów dotyczących nie tylko wzoru, ale i wielkości. 

Muszę przyznać, że w innym wypadku pewnie bym nie sięgnęła po Zygzaka.
Haftowałam w dużym pośpiechu i z problemami takimi jak złamana igła. Przydarzyło mi się to również pierwszy raz.
Mam nadzieje, że Kryspin był zadowolony tak jak jego mama gdy zobaczyła końcowy efekt.


"Zdrowy rozsądek to rzecz, której każdy potrzebuje, mało kto posiada, a nikt nie wie, że mu brakuje."
- Benjamin Franklin -

środa, 20 sierpnia 2014

140. Fabrykantka aniołków

Choć lubię przeczytać dobry kryminał zazwyczaj unikałam pochodzące ze Skandynawii. Wątpię by zabrakło mi palców u rak gdybym miała policzyć te, którym postanowiłam dać szanse, a następnie je skończyłam. Zazwyczaj nie potrafiłam się wgryźć w książkę, odnaleźć w przedstawionych realiach, często nie pasował mi klimat. A bohaterowie? Często odstręczali mnie od siebie, a co dopiero mówić o kibicowaniu im i towarzyszeniu w rozwiązywaniu kryminalnej zagadki.



Coś mnie jednak przyciągnęło do „Fabrykantki aniołków” Camilii Läckberg i nie żałuje ani minuty poświęconej na przeczytanie tych prawie 500 stron.




„Wielkanoc 1974. Z Valö, małej wyspy w pobliżu Fjällbacki, znika bez śladu rodzina. Na pięknie nakrytym świątecznym stole zostaje obiad wielkanocny, ale w domu nie ma nikogo, znikają wszyscy z wyjątkiem rocznej córeczki Ebby.
Po latach Ebba wraca na wyspę jako dorosła kobieta. W rodzinnych stronach pragnie wraz z mężem otrząsnąć się po śmierci malutkiego synka. Postanawiają wyremontować i otworzyć dla gości stary ośrodek kolonijny, którym wiele lat temu zarządzał surowy ojciec Ebby.
Wkrótce po rozpoczęciu prac remontowych oboje omal nie giną w tajemniczym pożarze. Równie tajemnicze są stare ślady zaschnietej krwi odnalezione pod zerwaną podłogą w jadalni. Do akcji wkracza wkracza Patrik Hedström. Czy zdoła wyjaśnić zagadkę z przeszłości? ”



Trochę się dzieję. Nierozwiązany wątek historyczny, współczesne niemiłe zdarzenia na wyspie, grupa wpływowych obywateli i ich „interesy”, a wszystko ze sobą powiązane.

Z ciekawością i niecierpliwością śledziłam akcję chcąc jak najszybciej dowiedzieć się o co chodzi. Zdarza się, że książki z gatunku kryminałów są ciekawe i dobrze się je czyta, ale za szybko czytelnik domyśli się co się stało, kto zabił, za co itd. Tym razem nie udało mi się, co więcej - rozwiązanie mnie zaskoczyło, a jest to dla mnie wielki plus tego typu książek.

Nie mogę powiedzieć bym w jakiś sposób polubiła bohaterów, jednak również nie wzbudzili mojej antypatii. Czasami wydawali mi się mało autentyczni, ale może to te skandynawskie realia, które do mnie nie trafiają. Może o ich odnoszenie się do przeszłych wydarzeń, o których w książce nie było mowy, a które pozostawiło we mnie pewien niedosyt, odrobinę niedokończenia, ale minimalny gdyż akcja skupiona była na rozwiązaniu zagadki zarówno tej współczesnej jak i sprzed lat bez niepotrzebnego wdawania się w mniej istotne wątki. Jak się okazało jest to 8 tom cyklu. Podejrzewam, że we wcześniejszych tomach były one opisane. By najlepiej orientować, się w wątkach obyczajowych wypadałoby czytać po kolei. W „Fabrykantce...” skupiłam się jednak na rozwiązaniu zagadek więc wątpię bym czuła jakiś dyskomfort czytania nie po kolei, gdyż jeśli jakaś inna książka tej autorki wpadnie mi w ręce – przeczytam ją!
Wiem, że niektórzy uważają  tę część za najsłabszą,więc skoro mi się podobała  to jaką mogę mieć miłą niespodziankę czytając pozostałe?

niedziela, 10 sierpnia 2014

139. Tea Time

Postanowiłam zacząć drugą część salu, tym razem herbacianą.
Na pierwszy rzut poszedł dzbanuszek. Tak więc zapraszam na herbatkę :)
W lekko zmienionej wersji kolorystycznej - postawiłam na fioletową przykrywkę.


„Nie ma dla mnie wystarczająco dużej filiżanki herbaty ani wystarczająco długiej książki.” - C.S. Lewis


sobota, 26 lipca 2014

138. Budyń na stojąco

Taką nazwę dostał dzisiejszy deser, wspomnienie sezonu truskawkowego.
Dzięki naszym pseudo pnącym truskawkom doniczkowym owoce mamy aż do przymrozków. Nie za dużo, ale do tego deseru w sam raz. Szybko się robi, a w smakach można przebierać.


A potrzeba do niego
- budyń truskawkowy
- mleko - tyle ile trzeba do zrobienia budyniu
- 2 łyżki masła
- kisiel truskawkowy
- żelatyna
- truskawki
- cukier do smaku lub jeśli ktoś ma budyń bez cukru

A jak się robi? Z takimi produktami od razu wszystko jasne:
Ugotowałam budyń (budyń, masło, mleko), dodałam rozpuszczoną w gorącej wodzie żelatynę.
Dla uzyskania efektu puszystości miksowałam kilka minut po czym przełożyłam do pojemniczków, które trafiły do lodówki. Po czym przygotowałam kisiel, jak opakowanie wskazuje.
Gdy stężały zanurzałam je w gorącej wodzie, żeby budyń wyskoczył na talerzyk. Wystudzonym kisielem oblałam budyń. Na koniec dorzuciłam pokrojone truskawki.
Było pycha.

Lipcowy ogród mieni się barwami:
"Najwspanialsze piękno Świata
Podarował nam Bóg w kwiatach" -  Barbara Turajczyk

sobota, 19 lipca 2014

137. Maja

Często znajduję fajne wzory, które mam chęć wyhaftować. Zazwyczaj trafiają one na listę "Kiedyś". 
Kiedyś jak będzie czas, kiedyś jak będzie okazja itd.
Tym razem w chwile po tym jak zobaczyłam wzór znalazł  się na niego ktoś chętny. Z przyjemnością zaczęłam. Na szczęście wszytko czego potrzebowałam było na miejscu.



Pierwszego dnia (a był to piątek) wszystko rozplanowałam i zaczęłam stawiać pierwsze krzyżyki.
Takie wzory zazwyczaj lecę kolorami.

Drugiego dnia pracy miałam więcej czasu, jak to czasami bywa w sobotę. 
Tak więc Maja została skończona. Szybciutko się robi takie małe i proste wzory.

Na niedzielę zostawiłam sobie kontury. Od razu wszystko nabrało charakteru.
Powstały również typowe metryczkowe napisy. 
Zanim nastał wieczór miałam już finisz.

Podoba mi się :) Teraz tylko zostało wysłać go do przyszłej właścicielki.
Wzór znalazłam na blogu http://casulo-carlasb.blogspot.com/ . CarlaSB zamieściła tam wiele fajnych stworzonych przez siebie wzorów.

Dzisiaj korzystając z chwili wolnego wyskoczyłam z aparatem do ogródka. A tam?

Dotarła też do mnie paczuszka od Violi ze wspaniałymi kolczykami :)
Bardzo dziękuję jeszcze raz.


środa, 9 lipca 2014

136. Skrzynka mejlowa Holly

Wśród ostatnio przeczytanych przeze mnie książek znalazły się dwie intrygujące pozycję: 
"Skrzynka mejlowa Holly" oraz "Skandal w wielkim mieście. Skrzynka mejlowa Holly" Holly Denham
Od razu uprzedzam - nie jest to literatura wysokich lotów, co więcej jak dla mnie to nie jest żadna literatura. Dlaczego? Książka składa się z samych wiadomości mejlowych wysyłanych i otrzymywanych przez tytułową bohaterkę.Zarówno tych prywatnych jak i służbowych.
Zdaję sobie sprawę, że taka forma może odstręczyć wielu czytelników, sama nie byłam do niej przekonana, ale postanowiłam spróbować.


"Korciło cię kiedyś, by zajrzeć do cudzej skrzynki mejlowej? Odkryj sekrety skrzynki Holly! Holly zaczyna pracę jako recepcjonistka w banku inwestycyjnym. A ponieważ żywot recepcjonistki nie jest usłany różami (zwłaszcza tej, która wbrew zapewnieniom na rozmowie kwalifikacyjnej dopiero w branży raczkuje), Holly musi pokonać szereg trudności, przed którymi stawia ją nowa rzeczywistość"

Od razu widać, że tematyka łatwa i przyjemna, wprost banalna ale przez to idealna na letnie gorące popołudnia. Momentami nawet dość zabawna. Nie wymaga żadnego myślenia, ale potrafi wciągnąć tych, którzy lubią  przeczytać od czasu do czasu takie "płytsze" pozycje. Akcje poznajemy z samych mejli i kilku smsów. Czytelników jest więc zdany na same subiektywne opinie i opisy sytuacji, które miały miejsce. nie ma pomocy narratora, nie ma często ładu i składu -  w końcu w wiadomościach pisanych w pośpiechu do bliskich przyjaciół zdarza się zapomnieć o zasadach pisowni. Gdy się o tym pamięta błędy przestają razić aż tak.

Spotkałam się z informacją, że to autentyczne wiadomości, tylko nie do końca chce mi się w to wierzyć. W pracy mieć tyle czasu na wysyłanie takich wiadomości? Nie wspominając już o samej akcji. ale kto wie, w końcu różne rzeczy się zdarzają, nawet jeśli kłócą się z naszym wyobrażeniem świata.

Po przeczytaniu obu tomów w głowie miałam jedna pytanie: ciekawe co można by było powiedzieć o mnie po zapoznaniu się z moją skrzynką mejlową?
W zeszłym tygodniu zawitał do mnie listonosz z paczuszką od Atramk
Piękne pudełeczko z przydasiami. Niektóre już z w uzyciu :)
Aneto, bardzo dziękuję jeszcze raz

środa, 25 czerwca 2014

135. Ginger Man


Zakończyłam już "Cookie Time":

W końcu znalazłam chwilę czasu by pochwalić się kolejnym SALowym obrazkiem. 
Tak więc pojawiły się Ciasteczkowe ludziki:
Pozwoliłam sobie znów zmienić kolory, tym razem sukieneczki.

Pora zabrać się za drugi Salowy obrazek - "Tea Time" oraz za zestaw, który podarowała mi mama:
 Rączki mi do niego same lecą :)

"Każdy samotnik, choćby się zaklinał, że tak nie jest, pozostanie samotny nie dlatego, że lubi, ale dlatego, że próbował stać się częścią świata, ale nie mógł, bo doznawał ciągłych rozczarowań ze strony ludzi." - Jodi Picoult

niedziela, 8 czerwca 2014

134. Różane korale

Pogoda w końcu pozwala na większe dekolty, które trzeba czymś przyozdobić.
W książeczce pomysłowo - instruktażowej, którą kiedyś dostałam znalazłam fajne pomysły na mieszane koraliki. Poszły więc w ruch szczątki różnych starych korali.
Bardzo podobają mi się takie połączenia
Teraz muszę pokombinować nad kolczykami do nich, akurat zostało jeszcze kilka sztuk koralików.


"Nie rzeczywistość sama, ale serce, z jakim ku niej przystępujemy, daje rzeczom kształty i kolory." - Henryk Sienkiewicz

niedziela, 1 czerwca 2014

133. Bez mojej zgody

"Bez mojej zgody" - Jodi Picoult

„Annie nic nie dolega, a mimo to żyje tak, jakby była obłożnie chora. W wieku trzynastu lat ma już za sobą niejedną operację, wielokrotnie oddawała krew, żeby utrzymać przy życiu swoją starszą siostrę Kate, która we wczesnym dzieciństwie zapadła na białaczkę.
Annie została poczęta w sztuczny sposób, tak aby jej tkanki wykazywały pełną zgodność z tkankami siostry. Choć przez całe życie postrzegano ją wyłącznie przez pryzmat siostry i tego, co dla niej robi, aż do tej pory Annie akceptowała tę swoją życiową rolę. Teraz jednak, wzorem większości nastolatków, zadaje sobie pytania dotyczące tego, kim jest naprawdę. Wreszcie Annie dojrzewa do podjęcia decyzji, która dla wielu osób byłaby nie do pomyślenia, decyzji, która podzieli jej rodzinę, a dla ukochanej siostry będzie wyrokiem śmierci.”
 
Tak zachęca do siebie powieść „Bez mojej zgody”. Dla mnie samo nazwisko autora jest już wystarczającą zachętą, a także zapewnieniem, że na pewno opłaca się przeczytać.
Spotykam jednak ludzi, którzy unikają twórczości Jodi Picoult gdyż w jej książkach „często cierpią dzieci”. Zgadzam się z tym, w swoich książkach pani Picoult zabiera się za wiele ważnych problemów dzieci i całej rodziny. Opisuje m.in. problem molestowania seksualnego, dzieciobójstwa, chorób dzieci, samobójstwa, masakr dokonanych przez nastolatków, problematykę zapłodnienia In vitro i wiele innych. Czyni to jednak w sposób dość przystępny jednocześnie otwierając mi oczy na zagadnienia związane z tematem, które nigdy nie przyszłyby na myśl w tym aspekcie. Ukazanie problemu z punktu widzenia każdej zaangażowanej strony jest dla mnie charakterystyczną cechą powieści Jodi Picoult. Wzbogaca to odbiór książki pozwalając nam na samodzielne wyrobienie sobie zdania, jednocześnie każąc nam się zastanowić nad naszym postępowaniem czy poglądami.
Dlatego tak, te książki są o krzywdzie dzieci, ale napisane w ten sposób byśmy oprócz dobrej lektury mieli szansę „otworzyć oczy” by zapobiec takim problem  gdy dotkną nas, dostrzec je w porę. Zdawać sobie sprawę z tego co może czuć druga osoba. W powieściach tej autorki podoba mi się, że nie ma postaci złych i dobrych,  bo każdy ma swoje racje, słuszne powody postępowania.
„Bez mojej zgody” jest historią Annie, która nie może prowadzić normalnego życia kilkunastolatki gdyż w razie potrzeby musi służyć swoim ciałem by ratować siostrę, a to transfuzją krwi, osocza, limfocytów. W końcu by pomóc Kate powinna oddać jej nerkę lecz postanawia sama decydować o swoim ciele i wnosi sprawę o usamodzielnienie w kwestii procedur medycznych. Nie chcę opisywać jak się zakończyła ta historia. Było wzruszająco, było zaskakująco, takie książki lubię. Choć to ponad 500 stron przeczytałam ją bardzo szybko  tak mnie wciągnęła i zainteresowała.
Na podstawie tej powieści nakręcony został  film, który przypomniałam sobie kilka dni temu. Wydaje mi się, że oddaje klimat książki, choć zakończenie zostało zmienione.

 Poszczęściło mi się w konkursie Melanii K i już  do moich rąk trafiła książka na którą miałam chetkę:
 
Pięknie dziękuję :)

piątek, 16 maja 2014

132. Cookie Time - Waffle

Troszkę czasu minęło, odkąd pokazałam ostatnie moje postępy w Salu, a troszkę doszło.
Pojawiły się Waffle:
Czyli przedostatni obrazek tej części.
Muszę przyznać, że im mniej zostaje  do wyhaftowania, tym bardziej mnie ciągnie do tej robótki.

W tym tygodniu pogoda jest zupełnie nie majowa, ale zdążyłam uchwycić moje ulubiony kwiaty tej wiosny:
Aż żal, że nie mogę się cieszyć nimi dłużej.

sobota, 10 maja 2014

131. Córka Alchemika


Córka Alchemika -  Katharine McMahon
Są takie książki, po których przeczytaniu miewam bardzo mieszane uczucia. Czasem ciężko jest mi nawet określić czy podobała się czy nie, czy warto było poświęcić jej czas. Tak było w przypadku "Córki Alchemika". Bardzo wiele się po niej spodziewałam i pewnie dlatego bardzo się zawiodłam. Przykuła moją uwagę tytułem i okładką budząc nadzieje na niebanalną, tajemniczą historię. Opis z okładki zaciekawił:


"Dwór w Selden spowijają mroczne sekrety. Mieszka w nim Emilie, osierocona przez matkę piękna i niesamowicie inteligentna dziewczyna. Żyje w izolacji od świata za sprawą wychowującego ją ojca, Johna Seldena, ucznia Isaaca Newtona, który chce z niej uczynić wybitnego alchemika i filozofa. Wiosną roku 1725, kiedy Emilie kończy osiemnaście lat, jej ojciec podejmuje wraz z nią najśmielsze jak dotąd wyzwanie – próbę tchnięcia życia w nieożywioną materię. Ich plany krzyżuje pojawienie się dwóch nieznajomych. Emilie, która wpada w sidła namiętnej miłości, podejmuje brzemienne w skutki decyzje, po raz pierwszy słuchając głosu serca zamiast rozumu. Zrywa więź z ojcem i wyjeżdża do Londynu. Wbrew temu, czego się spodziewała, doskwiera jej tam jeszcze większa samotność, którą potęgują jej wybujała inteligencja i niezwykłe wykształcenie. Emilie odkrywa, że musi się jeszcze wiele nauczyć – o ciemnych stronach ludzkiej natury i skomplikowanej przeszłości własnej rodziny. Tak rozpoczyna się jej dramatyczna droga, wiodąca ją do oświecenia… "

Rzeczywistość okazała się odmienna od moich oczekiwań. Zawiodłam się. Najpierw przez kilkadziesiąt stron czułam się zanudzona, a gdy akcja zaczynała się w końcu rozkręcać bohaterka coraz bardziej mnie irytowała. Tak więc chęć rzucenia książki w kąt zmieniła się w chęć dania bohaterce ową książką po głowie. Z jednej strony mądra, zdolna pomocnica swojego ojca,  z drugiej - głupie naiwne dziewczę. Za bardzo się to w mojej opinii gryzło. Na szczęście gdy moja irytacja zachowaniem Emilie budziła chęć zamknięcia książki i nie otworzenia jej więcej, fabuła zatrzymywała mnie. Młoda alchemiczka zmuszona została do "wzięcia się za siebie" i było już tylko coraz lepiej i coraz ciekawiej.  Niestety wiele osób ten nudny początek może zniechęcić.
 Akcja potrafi wciągnąć jeśli ktoś lubi takie klimaty. Mi czegoś w tej książce zabrakło.
Bardzo podoba mi się styl, w jakim "Córka Alchemika" została napisana, sprawiał, że w mojej głowie powstawały obrazy. Bardzo lubię takie "wczytanie się" w książkę.
Pomysł fajny, akcja nawet ciekawa, pięknie napisana, więc czemu nie mogę "Córki Alchemika" uznać za dobrą książkę? Nawet nie wiem czy mam ochotę sięgnąć po inną książkę Katharine McMahon   choć uznawana jest za lepszą.



Za to żadnych zastrzeżeń tylko same zachwyty mam nad paczuszką, którą dostałam od isavety:

Tym bardziej, że zieleń to mój ulubiony kolor.
Bardzo dziękuję!


niedziela, 27 kwietnia 2014

130. Koszyk

Co prawda Święta Wielkanocne już za nami, ale pochwalę się jeszcze naszym rodzinnym dziełem: drożdżowym koszykiem -  czyli pyszną dekoracją na stół.
W planach była także rączką, ale uparła się nie trzymać na miejscu.
Muszę przyznać, że takie plecenie z ciasta jest dość zabawne, ale musimy jeszcze poćwiczyć.

"Jak się jest dzieckiem, to się myśli, że rodzice są absolutnie doskonali i ślepo się ich kocha. Potem człowiek zaczyna ich nienawidzić, bo nie są tak doskonali, jak sobie wyobrażał, i rozczarowują nas. A jeszcze potem człowiek uczy się akceptować ich błędy, bo sam je robi. I może wówczas właśnie staje się dorosły." - Guillaume Musso

piątek, 18 kwietnia 2014

129. Serwetka

Do koszyczka ze święconką trafi w tym roku nowa serwetka:
 Bardzo podobają mi się te jej "falbany", przez które idealnie będzie pasować do koszyka.
Oczywiście wszystko co szydełkiem to dzieło mojej mamy. Sama jeszcze nie zaczęłam nauki szydełkowania, za mało obie mamy wolnego czasu niestety.

Przyszła do mnie bardzo fajna paczuszka od Aleksandry.
A jaką miałam frajdę wyjmując i oglądając wszystko po kolei. Wielu rzeczy nawet się nie spodziewałam. Rewelacyjne uczucie! Jeszcze raz bardzo dziękuję!

A korzystając z okazji życzę Wam wszystkim obfitych łask i błogosławieństw od Chrystusa Zmartwychwstałego oraz pełnych pokoju świąt wielkanocnych.


sobota, 12 kwietnia 2014

128. Fortune Cookie plus

W salu ciasteczkowo - herbacianym są już kolejne postępy.
Pojawiało się Fortune Cookie:
Całość prezentuję się  tak:
Tak więc już niedługo koniec pierwszego obrazka.

 Jednocześnie zaczęłam kolejną pracę.
Obrazek mnie urzekł, ale postanowiłam pozmieniać większość kolorów. Wolę go w żywszej wersji niż oryginał. Dodatkowo wyszywam włóczką, a nie muliną i muszę przyznać, że bardzo podoba mi się efekt:
Już pewnie większość z was wie co to za obrazek.

poniedziałek, 31 marca 2014

127. Ty, ja i fejs



Ponieważ zaatakowało mnie jakieś choróbsko i nie czułam się najlepiej mój czytelniczy wybór padł na tą książkę dla młodzieży. Już opis z okładki pokazuje lekki styl w jakim została napisana, adekwatny do grupy odbiorców.

"Nie byłoby tej całej historii, gdyby nie facet, rzecz jasna. Josh najpierw zepsuł w ich relacjach wszystko (totalnie!), a teraz jeszcze dał Emmie link do tego nieszczęsnego fejsa...
Przede wszystkim trzeba wam wiedzieć, że jest rok 1996 i kiedy Emma włącza przeglądarkę, wpisuje adres: "www.facebook.com" i się loguje - patrzy w przyszłość. Przegląda swoje aktualne wpisy (i to aktualne jak diabli, bo sięgające aż piętnaście lat do przodu), by sprawdzić, co się zmieniło. Jaki ma status związku? Kto tym razem dzieli z nią życie, no i najważniejsze - czy jest szczęśliwa?
Ciekawość sprawia, że Emma igra z losem - eksperymentuje z teraźniejszością, by przyszłość uległa fascynującym przemianom. Co później? "Zaloguj", "Odśwież". Nowi partnerzy i nowe dorosłe rozterki. Początkowo to wszystko ją kręci, ale sami rozumiecie - co za dużo..."

Bardzo drażni mnie gdy te opisy nie są zgodne z prawdą. W przypadku "Tym ja i fejs" też jest kilka niezgodności,  ale do zaakceptowania. Akcja nie zaskakuje, wszystko można  przewidzieć już po kilku stronach jednak dość przyjemnie cvzyta się dalej. Zaciekawiło mnie jednak wykorzystanie facebooka w treści i to głównie dlatego zdecydowało o tym, że książka dostała się w moje łapki. 
Motyw poznawania przyszłości i prób zmieniania jej jest bardzo częsty w filmach i książkach.Natomiast po raz pierwszy spotkałam się z obsadzeniem internetu, a dokładnie wspomnianego portalu w roli kryształowej kulki. Móc jak Emma i Josh poznać swoją przyszłość, albo jej wycinki na podstawie różnych wpisów, zdjęć i profilowych informacji..W końcu ile razy myślało się: gdybym wiedziała wcześniej  to zrobiłabym inaczej? Muszę przyznać, że po lekturze poszłam rzucić okiem jak prezentuje się mój profil i co o mnie mówi. Jakie informacje można z niego odczytać i co mówią o mnie innym? Jedno jest pewne -  nie nadawałby się do przepowiadania mojej przyszłości ;)
Emma zaczyna eksperymentować ze swoją przyszłością i przekonuje się czym to grozi. Jakie następstwa może mieć z pozoru niewielka zmiana? Jak dużo zależy od naszych wyborów? Jakie zagrożenie niesie znanie tego co nas czeka? I jak łatwo można zmienić sytuację ze złej na gorszą.
Lektura nie wymagająca, przyjemna w czytaniu, dlatego nastolatkom bym ją poleciła.


W zeszłym tygodniu dotarła do mnie książka, którą przesłała mi yllla.
Bardzo dziękuję.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...