poniedziałek, 30 grudnia 2013

118. Niebieskie aniołki

W zeszłym tygodniu byłam na chrzcie kolejnego małego Aniołka. Jako drobny upominek powstał więc w dwa wieczory haftowany aniołek:
Wzór to zmodyfikowany Janlynn Words Of Gold -  Pray 
Tak więc usunęłam kamień z napisem, zmieniłam kolor (stanęło na niebieskiem  choć trafił do dziewczynki) oraz wypruciu krzyżyków z twarzy.
Po wyszyciu wszystkich miałam wrażenie jakby aniołek miał brodę i zrośnięte brwi więc po namyśle pozbyłam się feralnych x x x.
Całość prezentowała się tak:
Do kompletu powstała prosta karteczka: niebieska aniołkowa. Nic wielkiego bo czego oczekiwać od kilku minut pracy? Ale gdzieś te życzenia trzeba było zapisać.


Przed świętami dotarła do mnie książka wygrana u Katarzyny. Wylądowała pod choinką:
Bardzo dziękuję!  Nie spodziewałam się, że moja odpowiedź zostanie wyróżniona :)


I korzystając z okazji życzę Wam był Nowy Rok jeszcze lepszy niż poprzedni, a żegnanie starego spełniło wszystkie oczekiwania.

sobota, 21 grudnia 2013

117. Ciasteczka

Nadchodzące święta pożerają większość mojego wolnego czasu. Dzisiejszy dzień nie był inny: sprzątanie, pieczenie na przemian. Na szczęście po wielu perypetiach typu: nie ta grzałka i samo światło nie upiecze, ciasteczka powstały: Część "goła" i z marmoladą prezentuje się tak:
Jutro lukrowanie. Po raz pierwszy będę robiła sama lukier, może być ciekawie.

A ciasteczka powstały według przepisu z mojej bardzo fajnej "czekoladowej książki" na herbatniki z  groszkami czekoladowymi. Groszki ominęłam, reszta się zgadza:
175g mąki pszennej
łyżeczka proszku do pieczenia
125g margaryny
jajko
100g cukru
aromat waniliowy
Jak widać wszystko tradycyjnie. W moim przypadku składniki razy dwa żeby ciasteczek było dużo.
Wszystko trafia do miski, wyrabiamy ciasto, rozwałkowujemy, wycinamy ciacha, na blachę i kwadrans w piekarniku (lub mniej jeśli ciasteczka małe, ale będzie widać, że już pora na wyjęcie.)


W tym tygodniu dotarły do mnie dwie paczuszki. choć miałam je umieścić pod choinką to nie wytrwałam i rozpakowałam.

Jestem zachwycona. Pewnie byłam grzeczna w tym roku ;)


Dziewczyny bardzo wam dziękuję!

poniedziałek, 9 grudnia 2013

116. Cookie time - Choco cookie

Moje spotkanie z Cookie Time nie zaczęło się przyjemnie. Po wyhaftowaniu Choco cookie i Candy okazało się że to nie ten kawałek materiału, który wybrałam do tej robótki. Problemu by nie było gdyby nie był za mały. Ostatni rząd obrazków nie zmieściłby się. Brakowałoby zaledwie kilkunastu krzyżyków. Po takim początku musiałam odłożyć ten wzór na jakiś czas, żeby się uspokoić. Na szczęście zaczęłam haftować kolumnami, bo gdybym dopiero  po wyszyciu ponad połowy obrazka spostrzegła, że materiał jest za mały chyba bym już do tej pracy nie wróciła.

Po takich perypetiach zabrałam się na nowo do pracy.
Po dwóch tygodniach od rozpoczęcia miałam tyle:
Nie było jednak okazji, żeby się pochwalić postępem - brak czasu.
Jak widać zmieniam kolory, najczęściej ich odcienie, tak żeby bardziej pasowały do późniejszego wykorzystania haftu.

Kolejno powstały czekoladowe ciasteczka:
Według mnie bardzo smakowite :)

Całość prezentuje się tak:

Powstaje już kolejny element gdyż haftuje się bardzo przyjemnie.

sobota, 30 listopada 2013

115. Wyniki konkursu Fitomed z Uliashą

Nadeszła chwila ogłoszenia wyników konkursu sponsorowanego przez Fitomed.
Podobała wam się piosenka z konkursowego teledysku Uliashy?
Nie spodziewałam się aż tyle zgłoszeń, niestety trafiły się także odpowiedzi nieprawidłowe, ale większość z Was zgadła.
Wśród dobrych odpowiedzi los wyłonił:

Gratuluję!
Proszę o szybkiego maila z informacją którą z proponowanych książek Piotra Kołodziejczaka ("W kajdankach namiętności" czy "Nie rób mi tego") chcielibyście dostać oraz o adres wysyłkowy.
Czekam do 3 grudnia.

środa, 27 listopada 2013

114. Dni 29-35, ostatni



Bardzo mi miło, że tyle osób zgłosiło się do ogłoszonego przeze mnie konkursu z Uliashą i firmą Fitomed. 
Kto się jeszcze nie zdecydował ma czas do piątkowej nocy. Wyniki już w sobotę.

Oto nadszedł dzień - ostatni krzyżyk w Salu sosnowym został postawiony.
Zajęło mi to 35 dni pracy, gdy miałam chwilę by siąść z igłą w ręce, a faktycznie zajęło mi to jak widać troszkę więcej czasu. W końcu w międzyczasie powstało troszkę innych haftów.
A oto ujęcia z kolejnych dni pracy:
Haftowało się bardzo przyjemnie.
Teraz tylko muszę zrobić zdjęcie całości i pochwalić się efektem końcowym.



"Łat­wiej jest wal­czyć o za­sady, niż żyć zgod­nie z nimi." -  Alfred Adler

środa, 20 listopada 2013

113. Konkurs Fitomed

Tym razem zapraszam was na literacko-muzyczny konkurs sponsorowany przez Fitomed, producenta kosmetyków naturalnych i ziołowych.


Literacko ponieważ nagrodą będzie jedna z dwóch książek Piotra Kołodziejczaka:
Muzyczny - gdyż pytanie konkursowe dotyczy teledysku do piosenki, której muzykę napisał autor tych książek.

A oto zadanie konkursowe:
 Obejrzyj teledysk i odpowiedz na poniższe pytanie.

Widok jakiego miasta ukazuje się ok. 1 min. 40 sek. w teledysku „Nie pozwól” Uliashy?


Odpowiedzi proszę przesłać do 29 listopada 2013 na adres mailowy: alojka.c@interia.pl  z dopiskiem konkurs Fitomed.
A już 30 listopada ogłoszę aż 3 laureatów wylosowanych z pośród prawidłowych odpowiedzi. Którzy wybiorą sobie jedną z dwóch proponowanych książek.

Zapraszam serdecznie!


 "Nie pozwól, aby każdy twoim szczęściem w życiu grał.
Przechowaj chwile, które kiedyś los ci dał
Wiem, że nadejdą dni,
dobre, a wtedy ty,
zadzwonisz do mnie
i to nie będą sny"
- Uliasha



niedziela, 17 listopada 2013

112. Bo wiesz

Przeczytałam już kilka książek Piotra Kołodziejczaka. Budziły we mnie zainteresowanie co takiego autor tym razem wymyślił. Czy uda mu się na koniec mnie zaskoczyć jak już kilka razy mu się zdarzało? Na jakim problemie relacji damsko - męskich się skupił. Czy w mojej opinii udało mu się prawidłowo uchwycić zawiłości kobiecej psychiki? 
Nigdy nie mogłam się oprzeć im i od razu zasiadałam do czytania. 
Tak było również w przypadku "Bo wiesz" - od razu zasiadłam do czytania i nie odłożyłam książki dopóki się nie skończyła. Tak z przymrużeniem oka muszę stwierdzić, że powinnam się cieszyć, że tak jak pozostałe, nie jest to książka gruba. Gdyby taka była pewnie miałabym na swoim koncie kolejną nieprzespaną noc. 
Szczerze? Książki tegoż autora czyta mi się tak przyjemnie, tak szybko, dlatego też zawsze żałuję gdy docieram do ostatniej strony.
Jest to napewno zasługa prostego, niewydumanego języka w jakim została napisana, zabawnych dygresji, myśli skłaniających czasem do własnych refleksji oraz tej codzienności akcji i bohaterów. Nic wydumanego, po prostu samo życie.



"Grażyna z Jankiem są już rok po ślubie. Powodzi im się całkiem dobrze. Mają ładne, urządzone mieszkanie i niezłe perspektywy. Ona zajmuje się domem, a on pracuje jako masażysta w ekskluzywnym ośrodku sportowo-rekreacyjnym. Pewnego wieczoru Grażyna zaprasza swojego męża do kawiarni, aby w oficjalnej scenerii... przyznać mu się do zdrady. Janek dowiaduje się, iż już od dłuższego czasu żona prowadzi podwójne życie. Jednak na razie jego miłość do Grażyny okazuje się silniejsza od doznanego upokorzenia, więc cierpi i wybacza. Ale... ale pomimo to zostaje odtrącony.
Grażyna odchodzi. Czy na zawsze...?
Bo wiesz... to książka do końca trzymająca Czytelnika w napięciu. A dlaczego...? Bo to historia pisana życiem, które wciąż jest pełne zaskakujących sytuacji.
"

 W porównaniu do wcześniej przeczytanych przeze mnie książek tegoż autora, tym razem bohaterzy nie wzbudzili mojej sympatii. Książka "Bo wiesz" opowiada historię młodego małżeństwa, zaledwie rok po ślubie.
On - starający się by w domu niczego nie zabrakło, spełniający zachcianki żony choćby za pomocą kolejnych kredytów. Jednocześnie starający się realizować własne pasje.
Ona - piękna, wykształcona, nie podejmująca pracy by mąż miał w domu piękną żonę i gotowy obiad.Nie rozumiejąca go, mająca pretensję, że on wybrał gorzej płatną pracę więc do luksusów im daleko. Zdradzająca go, aż w końcu postanawia odejść do innego.
Grażyny z oczywistych względów polubić nie mogłam. Za jej małostkowość, oszustwa, egoizm, roszczeniowość... oj dużo mogło by być tego. Jednak nie polubiłam także Janka gdyż na to wszystko się godził za szybko, jak nie wogóle.
Autor starał się przedstawić uczucia i motywy postępowania wykreowanych przez siebie postaci. Czy mu się udało? Każdy powinien sam dojść do własnych związków.
Opowieść snuje się dalej, aż do szczęśliwego zakończenia dla jednego z bohaterów. Jakiego? Okazało się, że książka "Puść już mnie" Piotra Kołodziejczaka opisuje to samo zakończenie tylko z innego punktu widzenia. Tym razem nie odebrałam tego jako zbędnego powtórzenia ale pewnego dopełnienia akcji.
Zabrakło mi jednak tego elementu zaskoczenia na sam koniec, którego tak się spodziewałam. Szkoda. Choć do tej fabuły nie był potrzebny.
Akcja mnie wciągnęła, czytało się świetnie, trochę się pouśmiechałam w zabawnych momentach, dała mi też kilka refleksji do własnych przemyśleń nie nudząc i nie wymagając wielkiego skupienia. Czego można więcej chcieć od książki na popołudnie po ciężkim dniu?

Za egzemplarz do przeczytania dziękuję:


Jakiś czas temu dotarła do mnie paczuszka  od pani ani <natanny> . Spodziewałam się tylko bransoletki, którą główna zwyciężczyni postanowiła się ze mną podzielić, a dostałam znacznie więcej cudowności. Sami zobaczcie:
Jeszcze raz bardzo dziękuję!


niedziela, 10 listopada 2013

111. Simple

Miało być bardzo delikatnie.
Miał być łańcuszek, ale inaczej.
Wydaje mi się, że wyszło:
Koraliki również podobają mi się.
I świetnie się nosi.

Miałam czas by odwiedzić bibliotekę.
Teraz potrzebuję go żeby to wszystko przeczytać:
Klub niegrzecznych dziewczynek - Alisa Valdes Rodriguez
Burza piaskowa - James Rollins
Bajerom wbrew - Anna Ziętara
Bez zezwolenia - Kathryn Fox
Lincoln Child - Eden
Zaklęta - Michalina Olszańska
Po prostu idealnie - Julie Ortolon
Upiorny zegar - Maxime Chattam

Wzbogaciłam się także o książeczkę z zacisza wyśnionego:
 Bardzo dziękuję!

sobota, 26 października 2013

110. M156 RTO II



Już dawno skończyłam ten hafcik, kawał czasu jest już u nowego właściciela, a jak się okazało zapomniałam całkiem Wam pokazać jak mi wyszedł. Tu ***  pokazywałam króliczka, a teraz już cała reszta.
Miś dostał ode mnie bardzo żywsze kolorki:

 



Nie byłam pewna jaki efekt da ta cieniowana szarość, ale teraz jestem zadowolona.
Po raz kolejny muszę się pozachwycać ile dają kontury. Wszystko tak ożywa w miarę nabierania ostrości.


 .
Kiedyś chciałabym zrobić całą tą serię, niestety lista haftów, które chcę wyszyć stale i dość szybko rośnie, nie ma tylko takiej mocy przerobowej i czasu by z nią nadążać.

niedziela, 20 października 2013

109. Wschody do nieba

Książek Piotra Kołodziejczaka nigdy nie oceniałam pod względem wartości literackich. Ani się do tego nadaje, nie jestem przecież nawet polonistką, o znawcy literatury nie wspominając. Nie mam też takiej potrzeby. Książki mają wypełnić mój czas, wciągnąć w swoją akcję, oderwał choć na chwilę od codzienności. Dlatego też nie oczekuję, że wszystko co przeczytam ma być ”literackim majstersztykiem”. Analizą literacką więc niech zajmą się inni.
Opowieści pana Kołodziejczaka sprawdzają się w tym „zajmowaniu myśli’, a kilka już miałam okazję przeczytać. „Na chwilkę” gdyż jak poprzednio czytanie zajęło mi kilka godzin jednego dnia. Co mają w sobie te książki, że nie potrafię się od nich oderwać?

Nie piszę tych słów na świeżo po przeczytaniu książki. Przez czas pomiędzy zwalczałam choróbsko i dopiero teraz czuję się na siłach by zasiąść do pióra. (I to dosłownie, gdyż jak się okazało czasami myśli znacznie łatwiej płyną na papier niż monitor komputera, a do piór zamiast długopisów mam od dziecka słabość.)
Myślałam, czy nie powinnam przeczytać „Wschodów do nieba” jeszcze raz zanim zacznę coś pisać po czym zdałam sobie sprawę, że doskonale pamiętam swoje odczucia i wrażenie z czasy czytania i tych chwil po.



„Wschody do nieba to pełna przygód powieść, z humorem opisująca absurdy gierkowskiej epoki. Warszawa, lata siedemdziesiąte. Środowisko młodzieży licealnej.
Poznając liczne przygody bohaterów książki dowiadujemy się, że niezależnie od czasów, w których żyjemy, młodzież jest taka sama - ambitna, niebanalna, pomysłowa, kochająca dobrą zabawę.
Obok barwnego życia licealistów nieoczekiwanie rodzi się piękne uczucie pomiędzy uczniem a nauczycielką matematyki. Czy ten związek ma szanse przetrwania...?” (opis z okładki)

W książkach Piotra Kołodziejczaka zawsze uderzała mnie codzienność sytuacji, autentyczność postaci, pewna uniwersalność dzięki której miało się wrażenie, że to mogło się wydarzyć tuż za rogiem, może nawet rodzinie z sąsiedniego domu. Jakbym słuchała opowieści znajomych, zasłyszane gdzieś historie.
Na pewno ni można się sugerować opisem z okładki,  do czego również przyzwyczaiły mnie książki tego autora. Opis ten nie oddaje nawet połowy tematu tej opowieści. Żeby dowiedzieć się o czym jest trzeba po prostu ją przeczytać, a nie tylko zerknąć na okładkę.

Autor stawia ciekawą tezę, z którą nie mogę się nie zgodzić: nie żyjemy jeden raz, każdy nowy etap naszego życia jest kolejnym „życiem w życiu”. Poszłabym dalej: w każdym kolejnym etapie naszego życia odgrywany inną rolę, zależnie od tego czego od nas się oczekuje. Mamy więc Zycie dziecka, rodzica, brata, siostry, wnuka, ucznia, studenta itd. Itd. I nie zawsze w każdej z tych ról jesteśmy tacy sami.

Fabuła jest jakby zbiorem opowiastek z życia jednej licealnej klasy. Kilka zabawnych historii, różne problemy z jakimi boryka się młodzież, zakochania, zauroczenia, przyjaźnie, spotkania w parku na wino, eksperymenty z zakazanymi substancjami, zakazane uczucia, ciekawa galeria postaci i nauczycieli, w których każdy mógłby odnaleźć jak nie siebie  to na pewno kogoś ze szkolnej ławy. Przyjemnie się czyta  równocześnie wspominając swoje własne przeżycia. Do tego skłania ta książka. Moją pierwszą myślą po jej przeczytaniu było:  co się stało z moją klasą… reszta wieczoru upłynęła mi na wspominkach.

Czytając „Wschody do nieba” odnosi się wrażenie jakby autor raczył garścią anegdot ze swoich licealnych czasów. Przez chwilę miałam ochotę poszukać gdzieś informacji o tym, po czym zdałam sobie sprawę, że przecież to nie ma aż takiego znaczenia czy pan Piotr Kołodziejczak opisał swoje wspomnienia, może gdzieś zasłyszane, a może wszystko to zostało wymyślone. Nie jest to ważne gdyż opowieść ta okazuje się swoistym katalizatorem własnych wspomnień. Chodź akcja toczy się w latach 70-tych, a sama dość niedawno obchodziłam dziesięciolecie matury, opisana klasa wydała mi się bardzo bliska, swojska. Widać młodzież nie zależnie od czasu ma te same problemy, nadzieje, obawy i marzenia…
Miło jest choćby na chwilę wrócić do tych czasów.

Za książkę dziękuje:

piątek, 11 października 2013

108. Śliwki w cieście i nie tylko

Rozchorowałam się dlatego mało "działam", ale tuż przed chorobą owładnęły mną śliwki.
było więc ciasto ze śliwkami, a raczej śliwki w cieście:
miało być dużo śliwek, mało ciasta :)
a robi się prościutko:
pół szklanki maki
190g masła
szklanka cukru
1 jajko
1 żółtko
opakowanie cukru waniliowego
2 łyżeczki proszku do pieczenia
śliwki
Zagniatamy zwyczajne kruche ciasto, owijamy w folię aluminiową i wstawiamy do lodówki na 30 minut.
Przez ten czas myjemy śliwki i wyjmujemy pestki.
Na blachę wykładamy ciasto, na nie połówki śliwek i kruszonkę na wierzch.
Pieczemy 30 minut w 180 stopniach
Robiłam z podwójnych porcji.

Oprócz tego śliwki zamieniły się m.in w kompoty:

Pragnę też bardzo podziękować dwóm utalentowanym blogerkom:
Bori Bori, za kolczyki jakich jeszcze nie miałam:

oraz Kindze za cudowną paczkę:
Same widzicie jakie cuda. W dodatku to moje pierwsze spotkanie z papierową wikliną  :)

Dziewczyny z Paru chwil wytchnienia wyposażyły mnie w bardziej ambitną lekturę:

Bardzo wszystkim dziękuję!!

"Przyjaciel to prezent, któy robisz sobie samemu" - R.L. Stevenson

czwartek, 3 października 2013

107. Sekrety notatnika

Sekrety notatnika - Eva Haas
Zachęcił mnie do tej książki opis:
„Prawdziwa historia rodzinna okryta tajemnicą przez cztery pokolenia. Początek dała jej płomienna miłość księcia Prus Augusta do Emilie, młodej polskiej arystokratki. Po śmierci Augusta dwór pruski zadbał o to, by wymazać z kart historii wszelkie wzmianki o ostatniej żonie księcia oraz ich jedynej córce, którą oddano na wychowanie żydowskiej rodzinie, co miało ochronić ją przed wrogością dworu. Ponad sto lat później Anna Jaretzki – wnuczka książęcej pary i babka autorki – zginie z wyczerpania w drodze do obozu w Auschwitz.
Eve Haas miała zaledwie osiem lat i była żydowską uczennicą w berlińskiej szkole, gdy naziści zaczęli niszczyć świat, który znała i w którym czuła się bezpieczna. Szczęśliwie jej rodzicom udało się wywieźć dzieci z Niemiec do Londynu, gdzie wszyscy rozpoczęli nowe życie. Dla Eve groza wojny należała do przeszłości – aż do dnia, w którym odziedziczyła cenny rodzinny notatnik, skrywający zdumiewające dzieje czterech pokoleń jej rodziny. Mimo zakazu ojca Eve postanowiła się dowiedzieć, w jaki sposób jej praprababka weszła do królewskiego rodu i dlaczego jej babka zginęła z rąk nazistów.”

Przyciągająca oko i dająca do myślenia okładka również miała w tym swoją zasługę.

Z wielką chęcią zabrałam się za czytanie.
Niestety im bliżej byłam końca tym mój entuzjazm gasł. Spodziewałam się interesującej historii z przed lat, a co dostałam? Dziennik z poszukiwań i badań autorki jak również opowieść o jej rodzinie w trudnych wojennych i powojennych latach. Godne pochwały jest to dążenie do poznania prawy i odkrycia swoich korzeni, ale nie tego oczekiwałam. Gdy myślę o tej książce odczuwam ten niedostatek, choć rozumiem, że dużym osiągnięciem było zdobycie przez Eve Haas i jej rodzinę tych wszystkich informacji nawet ryzykując swoje życie. Czasy i okoliczności, w których zabrała się za to nie były najbezpieczniejsze. Doceniam ten wysiłek by odkryć fakty skazane na zapomnienie, dlatego też mogę nawet wybaczyć styl, który momentami czytania nie ułatwiał. Historia, która wyszła na światło dzienne byłą tak poruszająca, zaskakująca i wciągająca, a było jej tak mało, ot tyle co w opisie.
Wpadłam jednak w pułapkę swoich własnych oczekiwań. Pozostaje mi liczyć na to że może ktoś kiedyś stworzy powieść na podstawie odkrytych przez Evę Haas informacji, na pewno byłaby bardzo interesująca. Niestety będzie to już tylko fikcja.

wtorek, 24 września 2013

106. Everyday luck i koniec


 Jakiś czas temu nadeszła ta oczekiwana chwila, czyli zakończenie mojego pierwszego SAL-u.
Jeszcze w wakacje powstał ostatni obrazek:
 Jak poprzednie haftowało się bardzo fajnie, nawet kontury były przyjemnością.
 Bardzo lubię oglądać jak obrazek zmienia się dzięki tym kreseczkom.

A o to wszystkie obrazeczki razem:
Według mnie pięknie razem wyglądają.

Początek września obfitował w przebłyski szczęścia więc odwiedził mnie także listonosz z paczuszkami - niespodziankami:

od Ewy:
 


od Violi:
 

Jestem zachwycona i bardzo dziękuję!

"Czasami robimy coś z pełną świadomością, że nie powinniśmy tego robić i z jednoczesnym wewnętrznym przekonaniem, że w naszym postępowaniu nie ma niczego zdrożnego." - Jodi Picoult
 Czyż nie prawdziwa jest ta myśl?

sobota, 14 września 2013

105. Puść już mnie - Piotr Kołodziejczak


„Dla innych są wzorem idealnej pary, lecz życie układa własne scenariusze. Ewelina jest młodą, zadbaną kobietą. Jej mąż Rafał to dobrze zapowiadający się architekt. On robi karierę. Ona pracuje, ale o karierze nie myśli. Dla niej liczy się tylko Rafał i wspólnie spędzone wieczory. Pewnego dnia w ich związku pojawia się pierwsza rysa, a wkrótce kolejne... Ewelina - zapatrzona w Rafała jak w lustro - za wszystko, co złe wini wyłącznie siebie. W końcu zaczyna sobie zdawać sprawę, że trwa w związku toksycznym. Postanawia walczyć o swoją godność, wyzwolić się i żyć także dla siebie... Czy kobieta po przejściach może odnaleźć szczęście? Czy kobieta po przejściach może stać się kobietą sukcesu? W tej książce znajdziesz odpowiedź.”

Gdy tylko wzięłam do ręki „Puść już mnie”  wiedziałam jedno – czeka mnie miły wieczór przy szklance dobrej herbaty, niczym spotkanie z koleżanką, którą ma mi do opowiedzenia ciekawą historię.  
Po książkach Piotra Kołodziejczaka zaczęłam spodziewać się pewnych rzeczy między innymi: sytuacji bądź problemu wokół którego budowana jest akcja, ciekawych bohaterów rodem z naszego podwórka, wrażenia że podobna sytuacja może spotkać nas czy sąsiada, elementów humorów, kilku myśli do refleksji oraz zaskoczenia w jednej niewielkiej książeczce o nieciekawej okładce. Tak było i tym razem, prawie…

Fabuła ksiązki wciąga i intryguje. Relacje damsko - męskie, toksyczne związki, ale także o tym jak zmienia nas doznana krzywda. Piotr Kołodziejczak starał się zanalizować psychikę kobiety, dla której głównym priorytetem stał się dom i dbanie o męża, dla którego „porzuciła siebie” oraz kobiety niezależnej feministki, wyzwolonej kobiety biznesu. Dwie skrajne postawy i jednak kobieta  Jak z jednej przemieniła się w drugą? Czy jeszcze zaufa? O tym właśnie jest ta opowieść. Bohaterzy bardzo ludzcy choć czasami miałam wrażenie absurdalności lub zwyczajnego przerysowania. Może po prostu wydaje mi się że sama zachowałabym się inaczej? Już wcześniej podjęła jakieś decyzje? Przejrzałą na oczy? Jeśli ksiązka rodzi takie pytania, jeśli każe nam się zastanowić to czas poświęcony na jej lekturę nigdy nie będzie czasem straconym.
Lubią tą potoczność stylu i języka, ta zwyczajność harmonizuje z moim odczuciem, że taka lub podobna sytuacja może mieć miejsce tuż obok, może za płotem…
Elementy humoru lubię i cenię, nawet jeśli uśmiecham się z powodu jakiegoś lekko niwalnego dialogu, czyta się o wiele przyjemniej,
Czekałam na to zaskoczenie w finale. Rozumiem w jaki sposób autor chciał je osiągnąć, ale tym razem nie wyszło. Miałam wrażenie jakby postać Basi była tylko w tym celu wprowadzona by móc na niej budować końcowe napięcie. Samego napięcia też zabrakło bo czy najważniejszy był wybór bohaterki czy może fakt, że jakiegoś dokonała?
Tym razem to książka dla kobiet, nie potrafię sobie wyobrazić jakiegoś znanego mi pana czytającego ją, w sam raz na miłe popołudnie, lub chwile oczekiwania.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Borgis 



Na zakończenie wakacji uśmiechnęło się do mnie szczęście za sprawą dwóch bardzo kreatywnych osób:
 u której wygrałam candy

za udział i przepis

Jestem zachwycona paczuszkami, a wszystkich którzy nie znają zapraszam na blogi dziewczyn, jest co podziwiać.

środa, 4 września 2013

104. A'la ptasie mleczko

Na zakończenie lata jedne z ostatnich deserów bez pieczenia - ciasto z ptasim mleczkiem. Bardzo proste i dość szybkie:
2 duże wafle
galaretki: malinowa, 2x cytrynowa
sok lub syrop malinowy
1l słodkiej śmietanki 
Galaretkę wiśniową rozpuszczamy w szklance wody i studzimy.
cytrynowe przygotowujemy w dwóch szklankach wody, studzimy, a następnie ubijamy ze śmietanką. Dzielimy na dwie części, do jednej dodajemy sok u mieszamy.
Wykładamy na wafla (umieszczone w blaszce) masę jasną i schładzamy, galaretkę i schładzamy, masę różową i przykrywamy drugim waflem. Odkładamy do lodówki.
I tu mój błąd - nie odłozyłam więc wafle troszeczkę mi namiękły, ale i tak wszystkim smakowało.

Jak się okazało nasza kotka ma się chyba za "córeczkę tatusia":
tym razem upodobała sobie leżaczek, nie przeszkadzała jej nawet włączona wibracja.

Odwiedził mnie listonosz z paczuszką dla pewnych dwóch małych skrzatów. Oto co przygotowała dla nas ania.mania:
 
Wszystkie jesteśmy zachwycone jej wspaniałymi pracami. Tylko zdania są podzielone czy dziewczynki dostały po kociaku czy po myszce ;)
Aniu jeszcze raz bardzo dziękuję.

środa, 28 sierpnia 2013

103. Prosto

Ostatnio bardzo polubiłam proste formy i delikatne kolory, a najlepiej sam "cień koloru". 
Różne kierunki i różne wielkości, czyli idealnie do zabawy dla niespokojnych rąk, które uspokaja przekładanie koralików bransoletki. A prostota ciągle urzeka mnie najbardziej.

Czeka mnie kilka miłych wieczorów z lekturą:
Karin Slaughter - Tryptyk
Yrsa  Sigurdardóttir- Trzeci znak
Tracy Chevalier - Błękitna sukienka
Irena Matuszkiewicz - Gry nie tylko miłosne
Michael Wallner - Kwiecień w Paryżu
Lisa Gardner - Pożegnaj się

Po niektórych wiele się spodziewam.

Czas leci za szybko, już prawie jesień, a jeszcze niedawno tak czytałam książki:
jak za dawnych czasów poleżałam sobie na trawie.

Idąc waszym przykładem wypełniłam formularz akcji BEADS for BLOG POST i otrzymałam paczuszkę koralików PRECIOSA ORNELA


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...