poniedziałek, 27 sierpnia 2012

40. Niebieski rower

Dawno temu, napewno ponad 10 w czasie wakacji w telewizji leciały francuskie filmy, takie mini seriale. Kilka z  nich bardzo mi się podobało, zwłaszcza te z kryminalną zagadką do rozwiązania,  jednej z nich wzbudził we mnie tak wielkie emocje, że do tej pory go pamiętam choć byłam wtedy małą dziewczynką. Ostatnio postanowiłam poszukać go, sprawdzić czy gdzieś będzie puszczany i wiedzieć czego szukać w wypożyczalniach i ku mojej radości okazało się, że film powstał na podstawie serii książek, a owe w mojej bibliotece się znalazły.

Niebieski Rower  - Regine Deforges
Na język polski przetłumaczone zostały tylko 4 z 10 części serii, akurat te, które zekranizowane zostały w filmie:
Niebieski rower
Aleja Henri Martin 101
A diabeł wciąż się śmieje
Czarne tango 
 Już w drodze z biblioteki zerkałam w pierwszą część. Nie mogłam się oderwać, nie mogłam się od niej oderwać, nie ważne czy dzień czy noc, a kończąc jeden tom od razu sięgałam po następny. 

Niebieski Rower
Jedna z trzech córek państwa Delmas, siedemnastoletnia Lea, wyróżniająca się wielką urodą, po ojcu odziedziczyła miłość do ziemi i winnic, wśród których wyrosła. Pierwszego września bawi się jeszcze na przyjęciu u przyjaciół, ale powoli w jej życie wdziera się wojna. Rodzina i przyjaciele walczą na froncie lub w podziemiu, niektórzy kolaborują z Niemcami. Lea ugina się pod ciężarem nowych obowiązków
Poznajemy Leę, jej rodzinę, ich winnice, przyjaciół, mieszkańców miasteczka. Śledzimy jej sercowe problemy, które wielu mogą się wydawać oklepane zniechęcając do czytania, bo ileż możemy czytać o tych samych schematach? Lea, dziewczyna ciesząca się powodzeniem kocha Laurenta, który żeni się z Camille, choć i on ma do niej pewną słabość. Pojawia się też Francois pozostający pod wrażeniem dziewczyny. Pewnie więc skończyłoby sie jako typowe romansidło gdyby nie wojna, która powoli wkroczyła do Francji i do Montillac. Okupacja, partyzantka, dramatyczne wydarzenia kończą beztroskie życie.

Aleja Henri Martin 101
Wojna trwa. Okupacja obejmuje już cały kraj. Coraz wyraźniej zaznacza się podział na Francję walczącą i Francję kolaborującą. Paryż też jest już inny i tam istnieje aleja, która staje się symbolem martyrologii. Tortury, rozstrzeliwanie zakładników w odwet za zamachy, kolejki po żywność, brak opału... Ale pozornie życie biegnie swoim torem, pełne kawiarnie, premiery w teatrach, wystawy dzieł sztuki. A Léa? Niczym wytrawna aktorka wciela się w rolę narzuconą jej przez los. Podejmując największe ryzyko niesie pomoc więzionym, prześladowanym, skazanym na śmierć. Uczestniczy w ruchu oporu. Broni gniazda rodzinnego, które może się dostać w niepowołane ręce. A zarazem jest tą samą Léą - piękną, pełną temperamentu, rozmiłowaną w uciechach życia dziewczyną.
 Ciężko dodać coś więcej o tej części tak by nie zdradzić za dużo z akcji. W porównaniu do poprzedniej części tu jest znacznie więcej o wojnie, w której bohaterowie biorą aktywny udział niż o osobistym życiu bohaterów, tym razem w Paryżu. I choć czasem wkurza mnie Lea, jej podejście do niektórych spraw, dziwie się jej postępowaniu nie potrafię jej potępić bo co ja naprawde wiem o wojnie?  O tym jak na nas wpływa? Jak sobie z nią radzić?
Skończyłam tę część zaledwie chwile temu a już z utęsknienie spoglądam na kolejną, wiem że zajmie mi kolejną noc. I to pomimo faktu, że przypomina mi się jak to było w filmie więc niektóre sprawy nie są dla mnie niespodzianką.

A te dwie części  można zaliczyć jako przeczytane w ramach Book- Trotter, w sierpniu - literatura francuska

Polecam też film jeśli ktoś się na niego natknie a lubi takie klimaty:

środa, 22 sierpnia 2012

39. Sunflower i Somebunny

Już jakiś czas temu skończyłam trzeci kwiat z Flower Power ale nie pokazywałam go. Tak więc oto i on:
Słonecznik. to kolejny po makach kwiat, który bardzo lubię wyszywać. Po niepowodzeniach z lilią z tego haftu jestem nawet zadowolona. 
Został więc mi już ostatni kwiat, ale musi on poczekać. Teraz pierwszeństwo ma wzorek z królikiem. Postanowiłam, że będzie on stanowił część prezentu dla pewnej słodkiej już niedługo dwulatki. Jak tylko ten wzorek przy przeglądaniu gazetek  ( The world of cross stitching 136)ponownie wpadł mi w ręce pomyślałam o roześmianej buzi tego malucha i już wiedziałam że muszę go wyszyć.
Postanowiłam, zebrałam wszystkie potrzebne materiały i ..........   i właśnie nic! Jak tylko spoglądałam na materiał na którym owy wzorek miał się pojawić opadały mnie wszystkie chęci.
Jak widać materiał w żadnym wypadku nie jest przeznaczony do haftowania. Jednak upływający czas zrobił swoje. do urodzin coraz bliżej więc nie ma już czasu na marudzenie.
 Powstał pierwszy krzyżyk, zanim kolejny i okazało się, że jednak nie jest tak źle jak się spodziewałam.
Kolor owego materiału (jak i moje ciagoty w tym kierunku) zmusiły mnie do kolorystycznych zmian. Tak więc mój królik będzie biało-szary, a nie biało-szaro-beżowy, a i inne kolorki planuje żywsze od oryginału. Co wyjdzie zobaczymy.
Krzyżyki już mnie wołają, więc jak tylko nadarza się wolna chwila - przybywa ich.
Przed chwilą jeszcze przyszło mi do głowy, że choć od lat zdarzało mi się haftować to jest to mój pierwszy typowo dziecięcy haft. co więcej ten króliczek wciąga! Jeszcze tego nie skończyłam a już korci mnie żeby szykować się do kolejnego obrazka z nim.

sobota, 18 sierpnia 2012

38. Wiadomość w butelce

Wiadomość w butelce - Valérie Zenatti

Dzieli ich wszystko: pochodzenie, narodowość, a przede wszystkim długoletnia wojna. A jednak pewien list w butelce sprawia, że Tal- siedemnastoletnia Żydówka, i Muzułmanin Naim pokonują wrogość. Nie znając się piszą do siebie listy maile, rozmawiają na gg. Marzą o świecie bez podziałów, stereotypów i ograniczeń. Z czasem ta internetowa przyjaźń zmienia się w miłość, choć nie wiadomo, czy kiedykolwiek będą mogli się spotkać...
 Mało ciekawa i nie interesująca okładka. Opis z tyłu książki za bardzo sugeruje i oddala od głównego wątku książki. Wzmianka "Romeo i Julia dziś!" - zupełna pomyłka.
Wzmianka z tyłu naprowadza nas na temat wirtualnej znajomości zapoczątkowanej listem wsadzonym w butelkę i wrzuconym w morze w strefie Gazy. Wydaje się więc,że będzie to kolejna naiwna opowiastka jakich wiele. Może nawet dla młodzieży. Oryginalny tytuł: "Une Bouteille Dans La Mer De Gaza" w mojej opinii o wiele lepiej odnosiłby się do treści jak i do przesłania.
Książka przeczytana jednym tchem! Za jednym posiedzeniem ale nie ze względu na niewiele ponad 170 stron. Gdyby miała  nawet 500 nie miałam serca oderwać się od niej.
 Dlaczego? Książka przedstawia dwa światy, odmienne realia życia bohaterów, sytuację w Jerozolimie i Strefie Gazy. Wiem, że to teren objęty konfliktem zbrojnym, wiem kto staje przeciwko komu. Od lat co chwila w mediach pojawiały się informacje o kolejnych potyczkach w tym regionie. Czasami tak często że chyba zobojętniliśmy. A to przecież nie jest film! Nigdy, aż do przeczytania tej książki nie zastanawiałam się o co chodzi w tym konflikcie, czemu ci ludzie ze sobą walczą, co było przyczyną? Jak ludzie tam żyją? 
To wszystko opisane jest gdy zarówno Tal jak i Naim opisują sobie nawzajem swoje życie i otoczenie, kolejne zamachy,świat widziany oczami ich i ich rodzin.
Pokazują nam coś jeszcze, coś bardzo ważnego: porozumienie. Mieszkają kilkadziesiąt mil od siebie, To wydaje się nie wiele, ale to mile pełne granic, różnic kulturowych, bomb.  Dzieli ich wszystko, łączy marzenie o pokoju. Ich listy do siebie są bardzo dojrzałe, pełne emocji i trafnych spostrzeżeń.
Choć historia jest wymyślona, pokazuje że pomimo różnic można spróbować porozumieć się ze sobą. Że to nie przemoc i agresja powinny rozwiązywać problemy. I choć możemy żyć po różnych stronach barykady to nie czyni nas wrogami, a przez to ta historia wydaje się prawdziwa.
Nie jest to jakieś wspaniałe dzieło językowe, ale chwytająca za serce historia z przesłaniem.

Ostatniej zimy we Francji miała miejsce premiera ekranizacji tej powieści:
Chętnie bym obejrzała.

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania Book-Trotter.



wtorek, 14 sierpnia 2012

37. Muszla

Muszle kojarzą się z wakacjami, latem, morzem... Nad jednym z nich była bliska mi osoba i przywiozła garść muszelek, z którymi podzieliła się ze mną. Sama nie znalazłam nigdy dość czasu na to żeby ich poszukać. Jak tylko owa muszelka znalazła się na moim biurku stwierdziłam, że trafi na łańcuszek, a dla ozdoby pokryta została brokatem i lakierem


Jedak pomimo tego czegoś jej brakowało, bo co to za muszla bez perły? 
Co prawda perły nie dostała, pewnie z braku czerwonych pod ręką, z pomocą przyszedł koralik.

Przypomina mi teraz zarówno o wakacjach  jak i owej bliskiej osobie.

Kopnęło mnie również szczęście i od Kaśki przyleciały do mnie książki! Lezą już przy kanapie i czekają na przeczytanie. Dziękuję jeszcze raz!

"Bo w życiu nie można przeżyć wszystkiego, trzeba więc przeżyć to, co najważniejsze, tę „esencję” życia. I każdy z nas ma tę swoją własną, prywatną esencję." - Marc Levy

sobota, 11 sierpnia 2012

36. Moi przyjaciele, moje kochanki

Moi przyjaciele , moje kochanki - Marc Levy 


Dwaj trzydziestoletni przyjaciele, obecnie samotni ojcowie, Mathias i Antoine, postanawiają zamieszkać pod wspólnym dachem. Reguły są jasne - żadnych opiekunek do dzieci i żadnych kobiet w domu. Niby proste, ale zasady są po to, by je obchodzić. Pod tym względem prym wiedzie Mathias: on pierwszy zakocha się w pewnej uroczej dziennikarce. A Antoine nie będzie umiał dostrzec miłości, która jest na wyciągnięcie ręki.
 Na początku muszę przyznać, że do wyboru tej lektury skłoniło mnie nazwisko jej autora jak i okładka. Od razu przykuła mój wzrok i zaciekawiła, dopiero w domu spojrzałam na jej opis. Troszkę się zdziwiłam ale dalej trwałam w zamiarze przeczytania. Zamiar przeszedł w czyny, wspomagany dodatkowymi bodźcami i po kilku godzinach przekręcałam już ostatnią stronę książki. Nie wiem kiedy zleciały mi wszystkie inne.
O czym jest? O dwóch przyjacielach w podobnej sytuacji (rozwód, dzieci) którzy po przeprowadzce jednego z  nich z Paryża do Londynu postanawiają razem zamieszkać.Wspólne życie należy jednak uporządkować wprowadzając pewne zasady, a tak to już z nimi bywa że jedni lubią ich przestrzegać a inni je obchodzić. Nie może też zabraknąć miłości, w końcu głębsze uczucia zawsze są motorami akcji.
Mamy więc opowieść o przyjaźni, która nie jest prosta, ma swoje wzloty i upadki. O różnicach między ludźmi, nawet tymi najbliższymi, które mogą dzielić. O różnych odmianach miłości, ale także o samotności. O tym że możemy być z kimś bardzo blisko, widywać go na codziennie a jednak pozostawać ślepymi.A wszystko to ubrane w lekki przyjemny styl, czasem troszkę zabawny. Narrator zagląda czasem do dziecinnego pamiętnika. Nie jest to żadne dzieło, nie ma porywającej akcji, łatwo można się domyślić niektórych wątków, a jednak wciąga i wprawia w dobry nastrój. Słyszałam, że inne jego książki są od tej lepsze, a skoro tej za złą nie uważam tym bardziej na te inne mam ochotę.
Ciągle chodzi mi po głowie stwierdzenie tyczące się bohaterów: są tacy sami tylko odwrotnie ;)


Po przeczytaniu i chwili zadumy nad nią pojawiła się myśl - idealna na lekko zabawny familijny film. Odkrywcza nie byłam, film już jest. Żałuję tylko że nie u nas:
 eh... całkiem inaczej wyobrażałam sobie bohaterów....

A co było tym dodatkowym bodźcem do przeczytania? Mój udział w wyzwaniu Book-Trotter.

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

35. Osłonki i na słodko

Któregoś pięknego dnia zaczęło mi mocno przeszkadzać że mam różnokolorowe doniczki. Przeszkadza mi to szczególnie w jednym pokoju. Wszystko c do niego trafia musi pasować do reszty zarówno kolorystycznie jak i materiałem. Pomysł z kupnem zestawu doniczek i przesadzania wszystkich roślin odpadł od razu trzeba więc było wymyślić coś innego. Z pomocą przyszła mi szydełkująca domowniczka i tak o to zaczęły powstawać osłonki - robione na szydełku.
Z początku powstała jedna, tak na próbę. I tak oto fikus dostał wdzianko.
Dla ozdoby dostała tasiemkę, której kolor wpisuje się w kanon tego pokoju. Jakiś czas później powstała kolejna:
Tym razem bez żadnych ozdób gdyż i tak hoja zasłoniłaby je liśćmi. Moja komoda prezentuje się teraz jak dla mnie idealnie:
A wiśniowo-jabłkowe ciasto a'la Kamila, które wspólnie zrobiłyśmy na moje urodziny na tyle wszystkim smakowało, że doczekało się powtórki. Tak więc smacznego:
W poprzednim tygodniu dostałam wspaniałą przesyłkę od artMamowanie. Sami zobaczcie!
  Jeszcze raz dziękuje

piątek, 3 sierpnia 2012

34. Na gęsto

Doczekałam się swojej pierwszej takiej błyskotki! Podobały mi się strasznie, ale przecież wiele rzeczy nam się podoba, a wszystkiego mieć się nie da. Tym razem jednak się udało!

Kolorek mają dość ciekawy,  trochę szary choć dla niektórych jasno oliwkowy. W każdym bądź razie uniwersalny. A nosi się wspaniale!


Pochwalę się także tym co wygrałam u Etoile, same wspaniałości!

Oczywiście już się noszą! Jeszcze raz bardzo dziękuje!

„A jeśli prawdziwa miłość zaczyna się dopiero, gdy kończy się namiętność?” 
Guillaume Musso

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...