Od czasów szkoły
podstawowej bardzo lubię czytać książki z wojną w tle. Takie
opowieści o losach i przeżyciach ludzi w tak strasznych czasach
bardziej do mnie przemawiały niż daty, postanowienia i inne suche
historyczne fakty. Zamiłowanie do takich powieści zostało mi do
dzisiaj, co raz częściej są one tylko fikcją literacką, ale
jeśli oddają klimat, a raczej grozę tamtych dni to jestem
zdecydowanie na tak.
Dlatego też z wielką
chęcią sięgnęłam po książki Pam Jenoff:
„Dziewczyna
komendanta”
„1 września 1939 roku
świat młodej żydówki Emmy Bau legł w gruzach. Jej nowo
poślubiony mąż, Jakub, działacz ruchu oporu, musi się ukrywać.
Rodzina trafia do getta. W wyniku splotu niezwykłych wydarzeń Emma
nie dzieli tragicznego losu swoich rodaków, tylko z nowymi
dokumentami - jako Polka Anna Lipowska - rozpoczyna nowe życie w
okupowanym Krakowie. Pragnie w ukryciu przeczekać wojenną
zawieruchę, lecz nie jest jej to dane. Pewnego dnia zostaje
przedstawiona komendantowi Georgowi Richwalderowi. Wkrótce ten
wysokiej rangi hitlerowski oficer postanawia zatrudnić ją w
charakterze swojej asystentki w biurze na Wawelu. Nakłoniona do
współpracy przez ludzi podziemia, Emma staje przed poważnym
dylematem. By ratować siebie i innych, musi zbrukać wszystko, co
dla niej święte. Początkowo wbrew sobie i logice przyjmuje
propozycję Richwaldera. Młoda, nieśmiała i niedoświadczona
dziewczyna rozpoczyna śmiertelnie niebezpieczną grę o najwyższą
stawkę. ”
„Żona dyplomaty”
„Jak to się stało, że
przeżyłam, gdy tylu innych zginęło? Dlaczego właśnie ja? Europa
1945 rok. Cudem ocalała po koszmarze nazistowskiego obozu Marta
Nederman powoli wraca do zdrowia i równowagi psychicznej. Poznaje
amerykańskiego żołnierza Paula, którego miłość przywraca jej
wiarę w sens życia. Marta znów zaczyna marzyć i snuć plany na
przyszłość, zachodzi w ciążę. Niestety tragiczna śmierć Paula
niszczy nadzieje na szczęście. Zrozpaczona Marta odnajduje wreszcie
ukojenie w małżeństwie z brytyjskim dyplomatą Simonem, z którym
udaje jej się stworzyć wspaniały, ciepły dom. Jednak los jeszcze
raz okrutnie z niej zadrwi i wystawi ją na ciężką próbę. Marta
pragnie pomóc brytyjskiemu wywiadowi w zdemaskowaniu komunistycznego
szpiega, ale to oznacza powrót do znienawidzonej i okrutnej
przeszłości... ”
Pomimo że mają inne
bohaterki jedna „Żona dyplomaty” jest kontynuacją „Dziewczyny
komendanta”. Pech chciał, że przeczytałam je w odwrotnej
kolejności, wiedziałam, co wydarzy się potem. Zniknął więc
efekt zaskoczenia i czekania co przyniesie następna kartka.
Mam mieszane uczucia
odnośnie tych powieści. Sama fabuła mnie zaciekawiła, fajny
pomysł i rozwinięcie losów bohaterów. Tu jestem na plus, choć
może zawiało tam miejscami za bardzo romansidłem.
Dużym problemem stało
się jednak dla mnie pewne mijanie się z historią. Błędy w
datach, realia życia w okupowanym kraju czasami wręcz absurdalne,
wrażenie jakby to tylko organizacje żydowskie walczyły... Co więcej? Nikt im nie pomagał, a wszyscy Polacy wręcz ich nienawidzili zajadać się luksusowymi na owe czasy towarami. Wydawca wspomina o błędnych datach, ale czy to ma być usprawiedliwienie? Nie wiem jak dokładnie przebiega taki proces wydawania książki, ale skoro wiedzieli, że są złe to czy nie można było ich poprawić? Nie wspominając już czekoladek i pomarańczy.
Zdaje sobie sprawę, że to nie powieść historyczna, ale za bardzo mnie to gryzło, bym mogła przejść obok tego obojętnie. Może
gdyby akcja osadzona była bodajże we Francji czy gdzie indziej nie
czułabym tego niesmaku. Pewnie dlatego znacznie cieplej wspominam historię Marty, choć o obu można powiedzieć, że są naciągane.
Choć z dużym
zainteresowaniem poznawałam historię Emmy i Marty odczuwam pewien
niedosyt, uczucie, że bardzo fajny pomysł został zmarnowany.
***
Bardzo Wam dziękuję za komentarze pod poprzednim postem. Jak mi się udało znaleźć czas na tyle książek? Kradłam go gdzie mogłam, w kolejkach, autobusach, w czasie gotowania czy pieczenia, a już najwięcej kosztem snu. Duże znaczenie ma też fakt, że wypożyczam książki z biblioteki na 3 karty po 5 książek. Jak wiadomo wypożycza się na miesiąc więc tylko tyle mam czasu na te kilkanaście książek.
***
Bardzo Wam dziękuję za komentarze pod poprzednim postem. Jak mi się udało znaleźć czas na tyle książek? Kradłam go gdzie mogłam, w kolejkach, autobusach, w czasie gotowania czy pieczenia, a już najwięcej kosztem snu. Duże znaczenie ma też fakt, że wypożyczam książki z biblioteki na 3 karty po 5 książek. Jak wiadomo wypożycza się na miesiąc więc tylko tyle mam czasu na te kilkanaście książek.
Dziewczynę komendanta czytałam, ale tych dwóch nie. A właśnie też uwielbiam taką tematykę!
OdpowiedzUsuńOj cudowna trylogia czytało się jednym tchem, tak jak koleżanka powyżej ja także uwielbiam taką tematykę!
OdpowiedzUsuńJa ostatnio też polubiłam taką tematykę :).
OdpowiedzUsuńKsiążki zapowiadały się fajnie ale po Twojej recenzji też bym się pewnie wkurzała czytając je ...
Polecam Ci "Złodziejkę książek" rewelacyjna książka :).
Trzy karty w jednej bibliotece hihi. To ja tak miałam jak studiowałam ;).
Jeśli chodzi o fabułę to było ciekawie, tylko to mijanie się z "prawdą historyczną" mnie raziło.
UsuńSkorzystam z polecenia :)
Widziałam w bibliotece, może przeczytam, lubię takie obyczajowe wątki
OdpowiedzUsuńTakie książki wypaczają spojrzenie na tamte czasy tym bardziej, że mijają się jak piszesz z realiami dlatego uważam, że szkoda na nie czasu i szkoda, że są u nas wydawane, bo oprócz rozrywki i to niezbyt wysokich lotów nie wnoszą niczego wartościowego.
OdpowiedzUsuń